Wydarzenia specjalne 26. Festiwalu Mediów Człowiek w Zagrożeniu

 

Wystawa fotografii Zuzy Kolskiej reKONSTRUKCJA. Post mortem.

Zuza Kolska (1991-2014), absolwentka londyńskiego University of Westminster, na którym w 2014 roku obroniła tytułu Bachelor of Arts na wydziale Media, Arts and Design, kierunku Contemporary Media Practise. Multidyscyplinarny charakter studiów oddawał szerokie zainteresowania Zuzy. Fotografowała nieustannie, tworzyła filmy, muzykę, pisała dla magazynów, m.in. dla „VICE Magazine”.

reKONSTRUKCJA to projekt w stałym procesie tworzenia, konstruowania nowych kontekstów interpretacyjnych, wchodzący w dialog z miejscem i czasem. „Nie masz zdjęcia, nie masz historii, nie istniejesz”. Zdanie znalezione w notatkach Zuzy wskazuje na krytyczne zainteresowania artystki konstruowaniem się relacji obraz-obrazujący. To refleksja nad siłą widoczności. Nad dotkliwością pustki.

reKONSTRUKCJA jest po to, aby, parafrazując Zuzię, pokazać zdjęcia, odtworzyć historię, zrekonstruować istnienie.

Zauważyć. Poznać. Pamiętać.

Historia. Wspomnienie Krzysztofa Millera

W katalogu, który przygotowaliśmy z okazji 26 edycji Festiwalu Mediów, znajdą Państwo wspomnienie Andrzeja Chętki, jednego z współtwórców Festiwalu, o Krzysztofie Millerze – tragicznie zmarłym fotoreporterze przez lata silnie związanym z Człowiekiem w Zagrożeniu.

Krzysztof Miller wykonał to zdjęcie w 1994 roku, w czasie zamieszek przed pierwszymi wolnymi wyborami w Republice Południowej Afryki.

„Jest temat, jest ofiara, jest – nie bójmy się tego słowa – trup i jest czołówka światowych reporterów. Jeden robi zdjęcie, jeden już je zrobił i odchodzi, kolejny zmienia film, inny dopiero przykłada aparat do oka. Jeszcze inny przegania mnie ręką, bo mu się źle komponuję z trupem. To ważne dla mnie zdjęcie” – mówił Miller. „Samoświadomie i autokrytycznie opisuje realia pracy reporterów podczas konfliktów. Może być odbierane zarówno jako poddanie w wątpliwość ciągłej pogoni za tematem, jak i przypomnienie o podstawowych zasadach pracy fotoreportera: rzetelności i bezstronności” – pisał Michał Dąbrowski w Culture.pl. Rok później wykorzystałem te fotografię projektując plakat do Festiwalu.

To zdjęcie jest bardzo ciasno skadrowane, ma mnóstwo szczegółów. Długo nad nim siedziałem, zanim zrozumiałem, że jedyny ratunek, żeby zrobić z tego zdjęcia plakat, to zdjąć kolor. Powiedziałem o moim zamiarze Krzyśkowi. Nawet nie drgnął. Jako autor zdjęcia mający absolutną świadomość, że to wybitna fotografia, mimo wszystko się zgodził. To było dla mnie wzruszające, bo czułem, że mi ufał.

Krzysztof był przez wiele lat silnie związany z Festiwalem. Miał tu wystawę swoich zdjęć. Kilkakrotnie projektowałem plakaty i katalogi używając fotografii Przyjaciela. Były to na przykład fotografie neonazistów, a ściślej ich tatuaży, zrobione na Bałutach. Albo zdjęcie wykonane w kabinie projekcyjnej kina w Kabulu, tuż po obaleniu państwa Talibów. Obydwa zdjęcia, i z plakatu, i z katalogu, przedstawiają tę samą sytuację. Kabul pełen młodych ludzi, którzy nigdy nie widzieli kina. Tłum ludzi, jakby manifestacja. Prawie sami faceci, wielu z nich o kulach. Wszyscy uroczyści. To poruszyło Krzyśka wyobraźnię. Dostał się do kina od tyłu, wszedł do poczekalni i przez kratę, która jeszcze była zamknięta, sfotografował tłum. Jak nie zna się kontekstu, zdjęcie wygląda niepokojąco: widzowie wyglądają jak zamknięci za tą kratą. Kiedy ci wszyscy ludzie dostali się do środka i zaczął się seans jakiegoś bollywoodzkiego filmu, Krzysiek pobiegł do kabiny projekcyjnej i tam zafascynowało go światło z projektora. Zrobił wtedy zdjęcie, z którego był dumny.

Po inne słynne zdjęcie sięgnąłem w 2003 roku. Na pierwszej fotografii, którą mi pokazał, widać żołnierza celującego do grupy cywilów, głównie dzieci. Kiedy zgodziliśmy, że to będzie plakat, Krzysiek uśmiechnął się i wyciągnął z torby zdjęcie drugie. Na nim jeden z tych dzieciaków z pierwszego zdjęcia, w ujęciu z przodu niewidoczny, trzyma flagę: jedną założoną normalnie, a drugą do góry nogami. Te dwa obrazy, kiedy widzi się razem, pozwalają się domyślić, że dzieci cały czas prowokują tego żołnierza. Nie umniejszam grozy sytuacji, tylko opisuję kontekst. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że zapoczątkowaliśmy tryptyk „Dzieciom, ofiarom wojny”. Nie mogliśmy przewidzieć Biesłanu i zamachów w Londynie.

Andrzej Chętko