Aktualności

Laureaci 30. Festiwalu Mediów Człowiek w Zagrożeniu

Maciej Cuske zwycięzcą 30. Festiwalu Mediów Człowiek w Zagrożeniu w Łodzi. Choć wydarzenie, dostępne online, potrwa do niedzieli 29 listopada, w sobotę poznaliśmy laureatów konkursów filmów dokumentalnych, reportaży telewizyjnych i reportaży radiowych.

Jury konkursu filmów dokumentalnych w składzie: Tadeusz Sobolewski (przewodniczący), Natalia Koryncka-Gruz, Ewa Puszczyńska, Łukasz Czajka, Adam Wyżyński przyznali Grand Prix Nagrodę Miasta Łodzi i statuetkę Białej Kobry Maciejowi Cuske za „Wieloryba z Lorino”.

„To film, który poprzez wnikliwą obserwację małej społeczności pokazuje zagrożenie dla świata wyjałowionego z duchowości i odartego z własnego mitu” – uzasadniają jurorzy

– Świat się zachwiał. Mam wrażenie, że stąpamy po cienkiej krawędzi i jeśli, jako ludzie, nie naprawimy relacji z naszą planetą, to – obawiam się – nasz świat będzie wyglądał mniej więcej tak jak obraz świata, który pokazaliśmy w filmie „Wieloryb z Lorino” – komentował reżyser dokumentu o mieszkańcach osady na syberyjskich rubieżach.

Nagrodę „Cierpliwe oko” im. Kazimierza Karabasza ufundowaną przez Narodowe Centrum Kultury otrzymali ex-aequo: Jerzy Śladkowski za kręconą podczas rejsu po Wołdze „Gorzką miłość” – „urzekającą wizualnie opowieść o rejsie samotnych, który zmienia się w gorzką komedię życia” oraz Piotr Stasik za „Odmienne stany świadomości”, który w filmie o dzieciach z autyzmem i zespołem Aspergera „za pomocą subtelnych środków przełamuje głęboką obcość odmiennych stanów świadomości”.

Wszystkie trzy filmy będzie można obejrzeć bezpłatnie w niedzielę w godz. 15-23 na www.czlowiekwzagrozeniu.pl oraz www.dafilms.pl

Nagrodę Stowarzyszenia Filmowców Polskich otrzymał Tomasz Wolski za zbudowany z archiwalnych materiałów filmowych Służby Bezpieczeństwa „Zwyczajny kraj”, a nagrodę im. Aleksandra Kamińskiego za przezwyciężanie zagrożeń otrzymały Agnieszka Zwiefka za „Blizny” oraz Małgorzata Goliszewska i Katarzyna Mateja za „Lekcję miłości” (uhonorowaną także, obok „Oka Boga” Igora Kaweckiego, przez jury laureatek Konkursu Krytyk Pisze Festiwalu Krytyków Sztuki Filmowej Kamera Akcja 2020.). Wśród wyróżnionych filmów znalazły się również „Szklane negatywy” Jana Borowca oraz „Zabawa w chowanego” Tomasza Sekielskiego. Widzowie swoją nagrodę przyznali Ireneuszowi Skruczajowi za film „Obłoki śmierci. Bolimów 1915”.

Jury konkursu reportaży telewizyjnych – Monika Meleń, Tomasz Patora, Piotr Szczepański – główną nagrodę przyznali Grzegorzowi Kuczkowi, autorowi reportażu „Mamo wracaj”, za rzetelność dziennikarską i odwagę w podjęciu trudnego tematu, a także za realny wpływ na losy bohaterów, którym dzięki interwencji dziennikarskiej udało się zmienić swoje życie na lepsze.

Alicja Grzechowiak otrzymała drugą nagrodę (a także nagrodę widzów) za reportaż „Opowiem o moim życiu”, w którym „przy pomocy subtelnej, dziennikarskiej obserwacji autorka nie tylko uwypukliła wyjątkową radość życia bohaterki, ale też przeniosła jej optymizm w serca wrażliwych odbiorców”. Oba reportaże do zobaczenia bezpłatnie w niedzielę 29.11. w godz. 15-23 na www.czlowiekwzagrozeniu.pl i www.dafilms.pl.

Wyróżnienia przypadły Bożydarowi Pająkowi za „Popytkę” oraz Kai Kraskce i Mateuszowi Mękarskiemu za „Genowewę”.

Nagrodę główną w konkursie reportaży radiowych, ufundowaną przez Prezesa Zarządu Radia Łódź SA Dariusza Szewczyka, otrzymała Magdalena Świerczyńska-Dolot z Radia Gdańsk SA, za „Kiedyś Ci o tym opowiem”. Jurorzy – Katarzyna Błaszczyk, Monika Hemperek, Agnieszka Pacho, Dariusz Szewczyk, Waldemar Wiśniewski – docenili autorkę za to, że poprzez historię jednej rodziny, pozwoliła słuchaczom inaczej spojrzeć na sprawy, które emocjonują dziś Polaków.

Nagrodę specjalną przyznano Annie Dudzińskiej za reportaż „Trucicielka, żywicielka”, zrealizowany dla Radia Katowice SA, za to, jak połączyła dwie pandemie – ołowicy i koronawirusa, z trudną śląską historią. Publiczność najwyżej oceniła Marcina Pośpiecha za „Uciekając z Wuhan”, zrealizowany dla Programu 3 Polskiego Radia SA.

Wśród wyróżnionych (nagrodami Tygodnika „Angora”) znalazł się oprócz dwóch zwycięskich również reportaż Agnieszki Szwajgier i Adama Bogoryja-Zakrzewskiego ze Studia Reportażu i Dokumentu Polskiego Radia S.A. „Bilet powrotny proszę…”. Wszystkie reportaże są dostępne bezpłatnie do końca tygodnia na stronach www.radiolodz.pl i www.czlowiekwzagrozeniu.pl.


Lepiej mieć restaurację niż rację – rozmowa z Markiem Millerem


O powstaniu Festiwalu Mediów „Człowiek w zagrożeniu” opowiada Marek Miller, jego pomysłodawca, dyrektor pierwszej edycji, reporter, socjolog, twórca Laboratorium Reportażu, autor kilkunastu książek, w tym rozmów z Ryszardem Kapuścińskim i Janem Pawłem II, z którego tekstami dialoguje w „Katechizmie reportera”.

Dominika Kawczyńska-Wojtuś: Czy nadal marzy pan, żeby pić whisky w papierowej torebce w Central Parku w gronie przyjaciół i niczego już nie chcieć?

Ta whisky została wypita, marzenie się spełniło, zakończyło pewien etap. Zacząłem dziennikarską karierę od gazetki ściennej na Uniwersytecie Łódzkim, a skończyłem na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku, gdzie przedstawiłem metodę polifonicznej powieści dokumentalnej. Kiedy powiedziałem studentom o tym zaproszeniu i braku funduszy na podróż, kupili mi butelkę whisky i oznajmili: pieniędzy może pan nie ma, ale whisky już tak.


Na szczęście pieniądze się znalazły, a marzenie udało do końca zrealizować.


– Uświadomiło mi ono, że w życiu trzeba umieć iść na wagary. Teraz mam nowe marzenie, związane z Laboratorium Reportażu. Wydać osiem tomów książki „Co dzień świeży pieniądz. Dzieje Bazaru Różyckiego” i stworzyć multiplastykon, który łączyłby wszystkie techniki twórcze z filmem dokumentalnym i 3D włącznie, był czymś pomiędzy fotoplastykonem a Panoramą Racławicką. Zdaniem mojej żony zajmuję się mrzonkami. Powiedziałem jej, że za te mrzonki trzy lata temu pojechaliśmy do Hiszpanii.


Przed trzydziestoma laty miał pan inne marzenie – zorganizować festiwal, który poprzez film dokumentalny i reportaż przyglądałby się kondycji człowieka i prowokował do zadania pytania „Czego się boisz”? Kiedy i w wyniku czego narodziło się w panu to marzenie?


– Przyszedł rok 1989, a wraz z nim wolność. To był bardzo ciekawy, barwny okres. Spotykałem się z członkami grup plastycznych i teatralnych, z Pawłem Nowickim, który miał wspaniałą dyrekcję w Teatrze Studyjnym, z Józkiem Robakowskim, z Ryszardem Waśką, Łodzią Kaliską, grupą Warsztat. Przez lata byłem związany z ruchem Teatru Otwartego jeździłem jako korespondent do Wrocławia. W Łodzi działało niezwykle interesujące środowisko teatralne, filmowe, literackie. Wystarczy wspomnieć Zdzisława Jaskułę i jego salon.
Nigdy nie mogłem mieć gazety, więc ją oczywiście założyłem. Przez trzy lata z Andrzejem Babaryką, poetą, wydawaliśmy „Bestseller” – na kredzie, ze wspaniałymi tekstami. W komunie nie mogłem się sprawdzić, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, to ją wykorzystałem i przekonałem, że kompletnie się do tego nie nadaję. Byłem bardzo dobrym szefem programowym, ale odpowiedzialność za finanse mnie przerastała. W tym okresie wszyscy robili pieniądze, a my kulturę. Bez sensu. Pewnego dnia zaproszono mnie na spotkanie w Urzędzie Miasta, gdzie zebrali się różni ludzie ze środowisk twórczych. Obok mnie siedział Zdzisław Hejduk, dyrektor Teatru 77. Zebraliśmy się, żeby omówić losy partyjnego festiwalu filmów dokumentalnych, który zlikwidowano, bo komuna okazała się brzydka. Miałem taki przebłysk – uświadomiłem sobie, że jedyną siłą, która ludzi wiąże, scala, są media. Zadaniem dziennikarzy jest podtrzymywanie więzi społecznych, a tym, co łączy wszystkich, jest zagrożenie. Możemy się różnić, ale wspólnie przy tym pracować nad patologiami społecznymi, walczyć z narkotykami i wódą, troszczyć się o planetę, pamiętając, że oddychamy tym samym powietrzem. Dziennikarze powinni się mierzyć z podstawowymi zagrożeniami społeczności. Wśród wszystkich festiwali brakowało takiego, który mówiłby, w jakim miejscu jest sztuka dokumentu, pokazał po latach, co może nas łączyć mimo podziałów na prawo i lewo. Festiwalu, który niósłby refleksję intelektualną. I na tym spotkaniu, na którym było ze sto osób, wstałem i podzieliłem się tym przebłyskiem. Po mnie z krzesła podniósł się Hejduk i powiedział: „Jak on to wymyślił, to niech będzie dyrektorem”. Tak zostałem dyrektorem festiwalu pozbawionego budżetu. Spotykaliśmy się z dziennikarzami, ludźmi z Muzeum Kinematografii, Wytwórni Filmów Oświatowych. Mieliśmy manię wielkości, miało być międzynarodowo, koniecznie z delegacjami z zagranicy. Na dwa dni przed festiwalem uświadomiłem sobie, że mam zaplanowanych tyle spotkań, w dodatku często na tę samą godzinę, że to się po prostu nie może udać. Obowiązki dyrektora mnie przytłoczyły, ze strachu marzyłem o tym, żeby w dniu rozpoczęcia festiwalu się nie obudzić. Ale Polacy to inteligentny naród, trenują improwizację i są w tym dobrzy. Do dziś nie wiem, jak to się stało, ale przeżyłem następny dzień. Pamiętam bankiet, szalenie kameralny. Przyszli Waśko, Robakowski, Marek Janiak. Po prostu byliśmy razem w jednym pomieszczeniu, cieszyliśmy się, ze możemy spędzić ze sobą czas.


Do 1975 roku bohema w Łodzi spotykała się w „Honoratce”. Podczas festiwalu w Gdyni artyści od lat ciągną do „Piekiełka”. A jakie miejsce w Łodzi upodobali sobie twórcy i bohaterowie Festiwalu Mediów?


– Łódzki Dom Kultury i jego kawiarnię. To był nasz klub festiwalowy. W ŁDK organizowaliśmy pokazy filmowe, bankiety, spotkania podsumowujące, wszystko działo się w jednym miejscu i było to dobre. Ówczesny dyrektor Jan Jakubiszyn był bardzo gościnny, zawsze użyczał nam gabinetu, gdzie urządzaliśmy dziesięcioosobowe narady przy kawie i herbacie, to miało duży urok. Jestem człowiekiem bezpośrednim, nie lubię nadęcia i to miejsce było go pozbawione. Mogliśmy swobodnie rozmawiać, znaliśmy się z teatrów studenckich. Z szefami Muzeum Kinematografii, Antonim Szramem i Mietkiem Kuźmickim, byliśmy na „ty”. Kultura nienawidzi sztywności, poprawności politycznej, gdzie trzeba uważać na każde słowo. Pieprzyć to! Festiwal zrzeszał znane mi środowisko artystyczne, ludzi teatru, literatury, sztuk plastycznych, świetnie się wśród nich czułem. Jako dyrektor byłem strasznie zgrzany, jak miałem wygłaszać przemowy. Wystarczyło, że na nich spojrzałem, żeby znaleźć w sobie odwagę do wyjścia i powiedzenia czegoś do mikrofonu. Spory, awantury, wszystko mija, pozostaje to, co zbudujemy. Prawdziwą nadzieją na przyszłość jest kultura, nie ekonomia. Jak mówili w Siódemkach – zróbmy coś, co by od nas zależało. Zrobiliśmy festiwal, był naszym aktem prywatnym, a my jego gospodarzami.


Proszę sobie wyobrazić, że pisze pan reportaż z pierwszej edycji festiwalu. Jak wyglądałyby pierwsze zdania?


– Wielkim dramatem w Polsce jest nieustanne zaczynanie wszystkiego od początku. Historia Festiwalu Mediów „Człowiek w zagrożeniu” pokazuje, że stare z powodzeniem można przekuć w coś pożytecznego i wartościowego. W kulturze ciągłość jest najważniejsza. W Łodzi udało się przenieść festiwal do nowych czasów, nie zmarnować go, ale mądrze wykorzystać.


Dzięki czemu wiele osób miało szansę najpierw w Łódzkim Domu Kultury, później w kinie Polonia, które użyczało sali Muzeum Kinematografii i wreszcie w Kinematografie zaprezentować swoje filmy i reportaże. Ryszard Kapuściński uznał, że stworzył pan nowy gatunek w reportażu, polifoniczną powieść reportażową, pisaną głosami ludźmi. Wielokrotne spojrzenie wykorzystał pan m.in. w „Filmówce. Powieści o łódzkiej Szkole Filmowej”, w której czytamy wspomnienia dziesiątków twórców, w tym Jerzego Toeplitza, Andrzeja Wajdy, Romana Polańskiego, Kazimierza Kutza, Agnieszki Osieckiej. Gdyby pisał pan podobną książkę poświęconą Festiwalowi Mediów „Człowiek w zagrożeniu”, czyje opowieści musiałyby się w niej znaleźć?


– To byłyby dziesiątki nazwisk – laureatów, twórców, dyrektorów, ale także widzów. Powstałaby książka oparta na polifonii głosów, której tkankę można by rozbudowywać. W trakcie zbierania materiałów wyrośliby bohaterowie, fabuła, powieść zaczęłaby się kształtować. Miałaby temat oczywisty – historię Festiwalu Mediów – oraz ukryty, jakim byłby rozwój filmu dokumentalnego w Polsce.
Na pewno oddałbym głos Maciejowi Drygasowi, jednemu z laureatów, człowiekowi niezwykle utalentowanemu, który tworzy szalenie oryginalne filmy. We wszystkim, co robi, można dostrzec jego poetykę, styl. Cenię pomysły o dużej wadze społecznej. Film „Usłyszcie mój krzyk” [o Ryszardzie Siwcu, który w 1968 roku podczas dożynek na Stadionie Dziesięciolecia oblał się rozpuszczalnikiem i podpalił na znak protestu przeciwko komunistycznemu totalitaryzmowi – przyp. DKW] stał się znaczącą pozycją w historii filmu dokumentalnego.
Drygas jest niezwykłym pasjonatem. Był naszym profesorem w Laboratorium Reportażu. Portier do mnie dzwonił o godzinie 22.30 i się skarżył: „Panie Marku, alarm muszę włączyć, a Drygas nie chce skończyć zajęć”. Na co Maciek reagował: „Co mnie to obchodzi, my świat zbawiamy, nie będę kończył!”. Studenci go uwielbiali. To niezwykle żywiołowy człowiek, z ogromną energią wewnętrzną. Byłby doskonałym bohaterem powieści.
Podobnie Mirek Dembiński, którego wspomnień również w takiej książce nie mogłoby zabraknąć. Był moim studentem w łódzkiej Szkole Filmowej. Przyszedł na Targową jako opozycjonista z dorobkiem, w Filmówce zaczął się interesować sztuką. Opiekowałem się jego filmem o Pomarańczowej Alternatywie. Studenci jeździli do Wrocławia na zadymy z policją. Często byli zatrzymywani. Mirek zrealizował film, będący przykładem dziennikarstwa zaangażowanego społecznie. I choć wyprodukował go w bólach, dostał za niego wiele nagród. Dzisiaj też jest pedagogiem. To festiwal idealny dla Mirka. Maciek jest ode mnie tylko trochę młodszy, Mirek był moim studentem, przez lata im się przyglądam, obserwuję, jak mądrzeją, są coraz ciekawsi. Istotą życia jest przedłużanie go w nieskończoność, ci których kiedyś uczyłem, dziś przekazują wiedzę innym.


Gdyby cofnął się pan w czasie do pierwszej edycji Festiwalu Mediów, co powiedziałby pan sobie, 39-letniemu wówczas Markowi Millerowi?


– Chciałbym mu powiedzieć, że lepiej dążyć do tego, żeby mieć restaurację niż rację. Współczesny człowiek tak bardzo się spieszy, że ostatecznie głupieje. Dziennikarze nie powinni być głupi, a już zwłaszcza dupowaci. Niezależność jest niezwykle luksusowa. Uważam swoje życie zawodowe za udane, niczego nie żałuję. Może jeszcze bym tamtemu Markowi powiedział, żeby się uczył języków. Jestem betonem, a ta nieumiejętność porozumienia się w innym języku moim kalectwem, do którego przyznawali się też Andrzej Wajda i Marek Koterski. Wielcy geniusze jak Federico Fellini czy Ingmar Bergman całe życie dojrzewali, każdy ich film był wzrastaniem. Temu facetowi sprzed lat bym polecił, żeby się pilnował, wzrastał, dojrzewał.


Słowo wstępu…

W czasie pandemii Covid-19, której skutków społecznych i gospodarczych nie sposób dziś sobie wyobrazić, zapraszamy Państwa na festiwal pod nazwą „Człowiek w Zagrożeniu”.

Na pozór to misja straceńcza – zapewne są Państwo przybici spadającymi na Was dzień po dniu złymi wiadomościami. Media bombardują nas nimi z taką siłą i prędkością, że zapominamy, czym żyliśmy przedwczoraj, a co rozpalało emocje miesiąc temu. Gdy trudno o wytchnienie, proponujemy pogłębioną refleksję nad współczesnym światem, by spróbować, każdy na miarę swoich możliwości, świat ów zmienić. Zrozumieć, że to od nas zależy, czy planeta przetrwa, czy rozmaitym „słabszym”, „innym”, będzie się odbierać ich prawa. Że przy naturalnym skupieniu na polskich sprawach, warto także wiedzieć, co dzieje się na Białorusi, w Syrii, Sri Lance czy Meksyku. Warto zastanowić się, czy rzeczywiście historia niczego nas nie uczy oraz pamiętać, że w człowieku jest wielka siła, którą może spożytkować i w złych celach, i w dobrych – takich przykładów znajdą Państwo na festiwalu wiele.

Zapraszamy Państwa nie tylko do intelektualnego i emocjonalnego pochylenia się nad współczesnością, ale także na filmową i reporterską ucztę. Przygotowaliśmy 87 filmów, 13 reportaży telewizyjnych i 8 radiowych.

Na tegoroczny Festiwal złożą się:

– Konkurs filmów dokumentalnych, a w nim 25 tytułów nakręconych w 2019 i 2020 roku, wśród których znajdą się zarówno filmy nagradzane na najważniejszych festiwalach filmowych, jak i skromniejsze, ale za wszech miar godne obejrzenia propozycje;

– Konkurs reportaży telewizyjnych, a w nim: 13 poruszających produkcji udowadniających, że niezależne i wrażliwe na krzywdę ludzką dziennikarstwo ma głęboki sens, wykraczający poza ideologiczne podziały;

– Konkurs reportaży radiowych, a w nim 8 aktualnych i wartościowych propozycji z rozgłośni publicznego radia z różnych zakątków Polski, uzupełnionych dwoma dodatkowymi wydarzeniami przybliżającymi sztukę reportażu radiowego;

– 22 nowe i nieco starsze filmy łączące frapującą treść i atrakcyjną formę, poprzez które chcemy zachęcić do zainteresowania się nad kilkoma z licznych problemów współczesnego świata, takimi jak wpływ represyjnych rządów na jednostkę, zanieczyszczenie środowiska, konflikty zbrojne w różnych częściach świata, bieda, ale też na prawdziwych przykładach, które mogą dodać Państwu otuchy;

– Retrospektywa Andrzeja Fidyka, obejmująca pięć, wybranych przez reżysera, mniej znanych filmów z lat 80., krytycznie portretujących rzeczywistość upadającego PRL, a w jednym przypadku rodzącego się nowego porządku;

– Retrospektywa izraelskich dokumentalistów Baracka i Tomera Heymannów, którzy w większości z pięciu filmów przybliżają problemy ludzi LGBT;

– Uczta dla koneserów, czyli podróż przez zmieniające się w treści i w formie kino dokumentalne wolnej Polski poprzez projekcje wszystkich 30 filmów nagrodzonych na poprzednich festiwalach „Człowiek w Zagrożeniu” Białą Kobrą.

Zapraszamy także na interesujące rozmowy z autorami filmów i reportaży telewizyjnych prezentowanych w konkursach – nie zastąpią rozmów na żywo, które są ogromną wartością festiwalu i sprawiają tyle satysfakcji, ale w znakomity sposób uzupełnią projekcje.

Tegoroczny Festiwal miał wyglądać inaczej. Chcieliśmy, by nie tylko skrzył się spotkaniami, rozmowami i kuluarowym życiem, ale także był ogromnym ukłonem wobec wszystkich żyjących i nieżyjących jego pomysłodawców, których ideę twórczo rozwijamy. Liczymy, że zdołamy uhonorować Was w 2021 roku, podczas 31. edycji Festiwalu.

Bohater powieści „Cień eunucha” katalońskiego pisarza Jaume Cambre mówił: „Przez całe życie zaczynałem i kończyłem jakieś etapy, zawsze z niekorzystnym dla mojej duszy saldem”. Życzymy Państwu, by te słowa były dla Państwa, mimo skrajnie trudnych okoliczności, tylko literacką fikcją. A jeśli coroczne spotkania z Festiwalem Mediów Człowiek w Zagrożeniu choć w małym stopniu się do tego przyczynią, będziemy odczuwać ogromną satysfakcję.

Jakub Wiewiórski – dyrektor Festiwalu Mediów Człowiek w Zagrożeniu